Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę świadkiem takiej sytuacji. Myślę też, że Wy również nigdy nie pomyślałybyście, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Właściwie to nawet nie wierzę, że jakakolwiek normalna kobieta byłaby w stanie wpaść na taki pomysł i w taki sposób poprawiać makijaż przy prawie czterdziestostopniowym upale. Bez takich temperatur to w sumie też zdecydowanie zbyt nierealne, żeby mogło być prawdziwe. A jednak cuda się zdarzają i po prostu musiałam Wam dziś o tym napisać.
W sumie odrobinę oszukuję, bo o podobnym poście myślałam już od początku lata, mijając na ulicach ciężkie tapety, topiące się pod wpływem temperatur na twarzach najczęściej bardzo młodych dziewczyn. Trochę się z poruszaniem tego tematu ociągałam, ale po ostatniej sytuacji już ciężko byłoby mi siedzieć cicho.
Mianowicie, wczorajszą sytuację obserwowałam kątem oka z lekkim przerażeniem i niedowierzaniem. Upał sięgał 35 stopniu w cieniu, rzeka, jak na środek tygodnia całkiem sporo ludzi korzystających lata i one. Trzy dziewczyny w pięknych strojach kąpielowych i wieku najwyżej dziewiętnastu, może dwudziestu lat. Jak większość opalające się na plaży i byłoby to zupełnie normalne, gdyby nie nagle wyciągnięta sporych rozmiarów kosmetyczka. I to też nie byłoby dziwne, w takich miejscach przydaje się sporo rzeczy, prawda? Filtry, wody termalne czy mgiełki, którymi można się ochłodzić i odświeżyć, nawet ta odrobina pudru jeśli ktoś czuje taką potrzebę. Tylko w tym konkretnym przypadku tymi niezbędnymi na plaży kosmetykami okazały się pudry, bronzery, korektory, róże i podkład... I nie, to nie były przypadkowe rzeczy z torby, które zwykle nosi się przy sobie, ale nikt nie wpadłby na to, żeby użyć ich w takiej sytuacji. To wszystko poszło w ruch. I tak, dziewczyny były już wcześniej pomalowane.
Teraz małe zadanie. Wyobraź sobie już dość ciężki, kompletny makijaż na twarzy. 35 stopni i tak parną, duszną pogodę, że w zupełności normalne jest to, że się po prostu pocimy, zwłaszcza leżąc plackiem na słońcu w trakcie opalania. Siłą rzeczy wiele podkładów może już w takiej sytuacji wyglądać po prostu źle. A teraz wyobraź sobie, że na ten makijaż i spoconą twarz, dokładasz kolejną warstwę podkładu, pudru, różu i bronzera. Niemożliwe? A jednak.
Naprawdę nie wyobrażacie sobie mojej miny, gdy siłą rzeczy, bo siedziały kawałek przede mną, widziałam jak na początek podkład szedł w ruch. JEDEN. Choć w sumie przy tym wszystkim jeden kolor podkładu przy trzech różnych karnacjach i stopniach opalenia, to zaledwie mały szczegół. Przecież poprawić się trzeba, prawda? Poprawki konturowania puszkiem od pudru z braku pędzli to też drobnostka. Korektor na niedoskonałości, tona pudru, żeby zmatowić spoconą twarz, mała poprawka różu i można znowu podbijać gorącą plażę. Czekałam tylko aż któraś wyciągnie beauty blender i pobiegnie zmoczyć go w rzece, żeby zrobić jeszcze porządny baking.
Może i żaden ze mnie make up artist... Może i ja się nie znam... Ale po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić nakładania kolejnych warstw podkładu i pudru na spoconą twarz bez choćby przyłożenia do niej najzwyklejszej chusteczki, żeby zebrać nadmiar sebum. I wiecie co? Naprawdę szczerze cieszę się, że efekty końcowe widziałam tylko z pewnej odległości, jestem ślepa i nie widziałam tego z bliska. Oczami wyobraźni mogę sobie tylko wyobrazić tonę zwarzonego ciastka na twarzy. Nawet w wyobraźni to nie jest przyjemny widok.
Makijaż czy tapeta?
Ja też się maluję. I pewnie jak każda z nas robię to po to, żeby wyglądać i czuć się ze sobą lepiej. Chociaż przy takich temperaturach makijaż to u mnie rzadkość, nie widzę absolutnie nic złego w tym, żeby malowali się inni. Gdybym nie pracowała w domu, to z pewnością też miałabym na sobie codziennie lekki makijaż. Może nawet cięższy, gdyby okazja ku temu była odpowiednia, a ja chciałabym wyglądać i czuć się świetnie. Tak samo rozumiem dziewczyny, które mają problemy z niedoskonałościami i przeszkadza im to na tyle, że chcą to zakryć i bez makijażu czułyby się źle.
Wszystko jest dla ludzi i każdy ma swój rozum, ale wciąż zbyt często widzę na ulicach ciężkie makijaże, po których z daleka widać jak zaczynają się ważyć i spływać z twarzy. Każdy chce wyglądać dobrze, ale może warto też pamiętać, że mocny makijaż nie zawsze ten wygląd poprawia. Nie wspominając już o tym jaki wpływ na cerę może mieć takie dokładanie kolejnych warstw kosmetyków, ale ten temat zdecydowanie zasługuje na poruszenie go w osobnym poście. Dziś go nie wyczerpałam i myślę, że tego lata jeszcze do niego wrócę, żeby go bardziej rozwinąć. Póki co zostawiam Was z tą krótką opowieścią i jestem naprawdę ciekawa jakie jest Wasze zdanie.
I może czasami warto zastanowić się czy naprawdę tak ciężki makijaż jest nam potrzebny, zwłaszcza latem.
Czasami mniej znaczy więcej.
BĄDŹ NA BIEŻĄCO Z NOWYMI POSTAMI!